2020-09-08 13:59:58 Zaświadczenie lekarskie o tym, że dziecko ma alergię - to pomysł niektórych dyrektorów szkół na walkę z koronawirusem. Po rozpoczęciu roku szkolnego do lekarzy rodzinnych trafia wiele takich próśb od rodziców, którzy tłumaczą, że żąda się od nich tego w szkołach. Chodzi o to, by lekarz potwierdził swoim podpisem alergiczny, a nie infekcyjny charakter kataru. -To kolejne zaświadczenie o niczym - uważa ekspert Porozumienia Zielonogorskiego Joanna Szeląg. - Fakt, że dziecko cierpi na alergię, nie wyklucza przecież infekcji. Tak samo, jak każde inne, może być zakaźnie chore i zarażać innych. Stwierdzenie istnienia alergii niczego tu nie zmieni, żaden papier nie uchroni nikogo przed zakażeniem. W tym wypadku ma chyba służyć jedynie temu, by dać nauczycielom fałszywe złudzenie bezpieczeństwa.
Ekpert Porozumienia Zielonogórskiego zwraca także uwagę na wątpliwy etycznie aspekt sprawy. W domyśle, posiadanie stosownego zaświadczenia oznacza, że dziecko z katarem może uczestniczyć w zajęciach szkolnych, bo jest alergikiem. Czy nie jest to dyskryminacja uczniów bez alergii, którzy w takiej sytuacji nie będą wpuszczani do klasy? Kto miałby weryfikować, czy w danym momencie katar jest alergiczny czy nie? Nauczyciel? To raczej odpowiedzialny rodzic wie, kiedy objawy się zmieniają i może to być infekcja a nie alergia. I wtedy dziecko powinno pozostać w domu.
Joanna Szeląg apeluje do lekarzy POZ, by nie wystawiali takich zaświadczeń. Ich żądanie ze strony szkół nie ma żadnych podstaw prawnych ani medycznego uzasadnienia. Dodatkowym problemem jest stwarzanie niepotrzebnego tłoku w poradniach podstawowej opieki zdrowotnej. Pacjent domagający się „zaświadczenia o niczym” utrudnia naprawdę chorym i potrzebującym pomocy kontakt z lekarzem.
A dziecko w objawami infekcji powinno bezwzględnie zostać w domu, i to nie tylko w czasie epidemii. Wysyłanie do szkół zakatarzonej czy kaszlącej pociechy, jeśli podejrzewany infekcję, jest po prostu nieodpowiedzialne i żaden papier od lekarza tego nie zmieni. |