Według danych PZH w sezonie 2017/2018 przeciw grypie zaszczepiło się zaledwie 3,7 proc. Polaków. Podobnie było w poprzednich latach, co stawia nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Czy jest szansa., że to się zmieni?

- Tegoroczny sezon grypowy wprawdzie dopiero się na dobre zaczyna, więc trudno wyrokować o liczbie szczepień - zastrzega lekarka rodzinna Porozumienia Zielonogórskiego Joanna Zabielska-Cieciuch. - Jednak można odnieść wrażenie, że zainteresowanie jest większe niż w ubiegłych latach. Dotyczy to zwłaszcza starszych osób, dla których wprowadzono w tym roku częściową (50 proc.) refundację szczepionek. W niektórych regionach kraju już brakuje szczepionek, co może świadczyć o większej liczbie chętnych.

Lekarze Porozumienia Zielonogórskiego od lat propagują szczepienia przeciwko grypie jako najskuteczniejszą metodę profilaktyki. Zapobiegają one zachorowaniom u 70-90 proc. pacjentów. Nawet, jeśli dojdzie do zachorowania u zaszczepionej osoby, przebieg choroby jest znacznie łagodniejszy. Szczepienia przeciw grypie chronią także przed powikłaniami, które mogą być bardzo poważne.
- Nie ograniczamy się tylko do informowania pacjentów na ten temat, ale sami dajemy przykład - dodaje Zabielska-Cieciuch. - Lekarze rodzinni to grupa z jedną z najwyższych w Polsce wyszczepialności.

Potwierdzają to dane PZH, który podaje, że w ostatnim sezonie przeciwko grypie zaszczepiło się ponad 22 proc. personelu medycznego, a spośród lekarzy najczęściej szczepili się pediatrzy i właśnie lekarze rodzinni - w tych grupach zrobiła to ponad połowa lekarzy.

Zgodnie z zaleceniami ekspertów, szczepienie przeciw grypie powinno obejmować  dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, osoby starsze, pacjentów z grup podwyższonego ryzyka bez względu na wiek, kobiety w ciąży oraz pracowników ważnych służb społecznych. W Polsce rejestruje się od kilkuset tysięcy do kilku milionów zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę. Szczyt zachorowań przypada zwykle na okres między styczniem a marcem.  W rzeczywistości chorych może być nawet więcej, bo system rejestracji chorób zakaźnych jest niedoskonały, a ponadto nie każdy chory udaje się do lekarza.